poniedziałek, 15 stycznia 2024

WOLTA - KRYTYCY O IGNACYM CZWARTOSIE

Książka Georga Orwella „Rok 1984” rozpoczyna się zainaugurowaniem tajnego dziennika przez głównego jej bohatera, Winstona Smitha. Swoje antysystemowe zapiski prowadzi on w eleganckim zeszycie zakupionym w jednym z ostatnich już, zagubionym w londyńskiej dzielnicy proli antykwariacie. Dlaczego unikalność tego zeszytu była tak istotna? Czy chodzi o to, że dziennik prowadzony na tak wyszukanym, kremowym papierze trudniejszy byłby do sfalsyfikowania, zastąpienia nową, poprawną politycznie wersją oddającą aktualną wizję rzeczywistości? Masowo drukowane gazety i książki można zawsze wydrukować na nowo. Tym właśnie zajmował się Winston Smith. Na jego biurku w Ministerstwie Prawdy co rano lądowały wyplute z pneumatycznej tuby rulony-polecenia z numerami gazet i tytułami artykułów, które trzeba było napisać na nowo, zgodnie z politycznymi dyrektywami Partii. Stare numery znikały w czeluściach szczeliny pamięci. 

Na moim biurku leży, wypluta przez drukarkę kartka formatu A4, na której wydrukowane są dwa teksty z tygodnika Polityka autorstwa renomowanego redaktora działu kultury tego tygodnika, Piotra Sarzyńskiego. Oba dotyczą wystaw malarza Ignacego Czwartosa. Pierwszy odnosi się do otwartej w 2019 roku wystawy w Muzeum Współczesnym we Wrocławiu. Drugi to recenzja wystawy zorganizowanej w 2023 roku w warszawskiej Zachęcie. Obie wystawy były podobne, prezentacja w Zachęcie była właściwie rozszerzeniem tej pierwszej, wrocławskiej. Podobne są recenzje, ale tylko pod względem objętości. Właściwie pod tym względem identyczne. Ale jak różne pod względem treści! Pierwsza pisana w tonie pochlebnym, a druga przeciwnie - krytyczna. Wystarczy porównać końcowe zdania. 


Wydawnictwo towarzyszące wystawie "Ignacy Czwartos. Malarz polski" w Muzeum Współczesnym we Wrocławiu, 2019 r. Kurator: Andrzej Jarosz

W 2019 roku Piotr Sarzyński napisał: „To malarstwo mocne, ale całkowicie pozbawione zarówno publicystycznych tonów, jak i doraźnych kontekstów. To duża sztuka, by tak gorący społecznie temat ponownie sprowadzić na poziom pogłębionej refleksji i naturalnej wrażliwości. Malarstwo Czwartosa to kontemplacyjno-erudycyjna odpowiedź na czasy, w których obie te ludzkie właściwości (pogłębiona refleksja i naturalna wrażliwość – przyp. P.B.) pozostają w zaniku. Dlatego warta uwagi.” 

W 2023 roku ton ten wyraźnie się zmienia. Teraz okazuje się, że malarstwo Czwartosa jest nudne: „jeden lub dwa obrazy intrygują, ale zebrane w znacznej liczbie stają się monotonne jak rytm repetycyjnej muzyki. Proszę nie liczyć na zaskoczenie czy jakąkolwiek odmianę – wyłącznie na mantrę wątków”. Cóż takiego zmieniło się, że mocne, kontemplacyjno-erudycyjne malarstwo stało się monotonną mantrą? Czy chodzi o to, że w 2019 roku wystawa miała miejsce w odległej od stolicy instytucji, która jako jedyna publiczna galeria odważyła się pokazać twórczość Czwartosa, w tym obrazy dedykowane żołnierzom wyklętym? W 2023 roku sytuacja była już inna, wystawa odbywała się w stołecznej galerii, jednej z najważniejszych w Polsce. Czy jednak jest w tym coś złego? Czy tak być nie powinno? Wyjątkowe malarstwo tak pochlebnie opisane przez stołecznego krytyka trafia z regionalnej galerii do centrum. I wreszcie warszawska, wymagająca publiczność może je zobaczyć. A jednak, jak wynika z drugiej recenzji Sarzyńskiego, to malarstwo powinno pozostać na marginesie. 

To nie jedyny krytyk, którego stosunek do malarstwa Czwartosa przeszedł taką ciekawą ewolucję, by nie powiedzieć - woltę. Piotr Kosiewski piszący dla Tygodnika Powszechnego to krytyk zasłużony, odznaczony nagrodą im. Jerzego Stajudy. Jeszcze kilka lat temu doceniał on malarstwo Czwartosa. W opublikowanej w magazynie Szum recenzji zbiorowej wystawy „Historiofilia. Sztuka i polska pamięć” zorganizowanej w 2017 roku w Starej Drukarni na warszawskiej, pozytywnie wypowiadał się o malarstwie Czwartosa, choć innym pracom nie szczędził krytyki: „Nie oznacza to, że w Praskiej Drukarni zabrakło dzieł ciekawych. Intrygujące jest chociażby pokazanie obrazów Ignacego Czwartosa – wciąż pozostającego trochę na uboczu – od lat łączącego tradycję dawnego portretu sarmackiego z doświadczaniem abstrakcji, oszczędnego, skupionego, o zgaszonej kolorystycznej tonacji.” A zatem to jedno z niewielu na tej wystawie dzieł ciekawych, wartych zwrócenia uwagi! 

Katalog wystawy "Historiofilia. Sztuka i polska pamięć" w Starej Drukarni Prasowej w Warszawie, 2017 r.

Kilka lat później to nastawienie krytyka do malarstwa Czwartosa uległo zmianie. Jego płótna nie intrygują już Kosiewskiego, przeciwnie wypracowany przez artystę styl uważa za wtórny, przejęty od innych i monotonny. W recenzji z warszawskiej wystawy w Zachęcie Czwartosa opublikowanej w Tygodniku Powszechnym pisał: „To za pośrednictwem Nowosielskiego przyswoił sobie tradycję ikony, jak i abstrakcję geometryczną. Połączył je z odwołaniami do sarmackiego malarstwa, ale też do Kazimierza Malewicza czy Andrzeja Wróblewskiego. Stąd wziął się jego rozpoznawalny styl, ale i wrażenie monotonnej powtarzalności, jakby w tej twórczości nie było miejsca na wahania, poszukiwania, niespodzianki, na ryzyko porażki wreszcie.”

Jak to się stało, że jeszcze w roku 2017 kilka obrazów poświęconych żołnierzom wyklętym zaprezentowanych na wystawie "Historiofilia" intrygowało tego uznanego krytyka, ale już w 2023 r. razi go powtarzalność i monotonia? Cóż takiego się zmieniło przez tego kilka lat, że w postrzeganiu przez powyższych krytyków malarstwa Czwartosa dokonała się taka wolta? Czy dojrzeli oni estetycznie, czy raczej ich poglądy polityczne się zradykalizowały? A może chodzi o to, że malarstwo Czwartos jest obecnie doceniane przez konserwatywne środowiska polityczne obce środowisku lewicowemu bliskiemu obu krytykom i ich redakcjom? Czyżby zatem to polityka, a nie estetyka odgrywała kluczową rolę w ich sądach artystycznych?

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Piotr Sarzyński i Piotr Kosiewski działają podobnie do zawodowej aktywności Winstona Smitha z książki Orwella. Dokonują korekty przeszłości. Pierwsza, pozytywna wersja tekstu znika z przestrzeni publicznej i na jej miejsce wchodzi nowsza: ostrzejsza i krytyczna, bo zaktualizowana politycznie. Ciekawy i intrygujący Czwartos ustępuję miejsca Czwartosowi monotonnemu i nudnemu. Nawet nie trzeba pierwszych wersji wrzucać do szczeliny pamięci. Pamięć opinii publicznej zamyka się bardzo szybko, nie trzeba niczego niszczyć – w tej kwestii Orwell się jednak mylił. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że owi dojrzali krytycy, niczym niepokorny funkcjonariusz Ministerstwa Prawdy, w zaciszu domowym prowadzą swój prywatny notes krytyka pisany ręcznie na eleganckim papierze i tam piszą to, co naprawdę myślą o sztuce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz