Birgitte Rubin, krytyczka Dagens Nyhtere, która poczuła ulgę |
Rozsądny dziennikarz wie, na jaki rodzaj określeń może sobie pozwolić: raczej blokowanie czy odwołanie niż cenzurowanie. A jeśli już cenzura, to w formie: „artysta zarzuca cenzurę”. Czytelnik już sam się domyśli. Są jednak dziennikarze, którzy nie tylko nie boją się określenia „cenzura”, ale próbują nawet dowieść jej słuszności.
Do takich dziennikarzy należy Birgitte Rubin ze szwedzkiego pisma Dagens Nyheter. Jej tekst wart jest osobnego omówienia, bo choć autorka nie widziała obrazów Czwartosa i – zdaje się – nie czytała całego projektu jego wystawy w Wenecji jednocześnie wykazuje duże osobiste zaangażowanie w całą sprawę. Już pierwsze zdanie brzmiące niczym osobiste wyznanie wskazuje na bezpardonowe porzucenie wszelkiego obiektywizmu: „Odetchnęłam z ulgą, że artysta Ignacy Czwartos został powstrzymany przed udziałem w Biennale w Wenecji.”
Po takim wstępie szwedzki czytelnik musi zapewne wpaść w przerażenie i zadać pytanie – cóż za obrzydliwości chciał pokazać Czwartos w Wenecji międzynarodowym miłośnikom sztuki? Muszą być to zaiste rzeczy straszne, jeżeli nawet dziennikarze ze Szwecji, kraju o chłodnym klimacie przyrodniczym i emocjonalnym aż wstrzymali oddech z przerażenia na wieść o tym, że będzie on reprezentował Polskę na Biennale?
Kolejne zdanie potęguje napięcie, ale i uspokaja czytelnika: „Cenzura jest zwykle czymś, co ludzie o poglądach demokratycznych potępiają, ale w tym przypadku większość prawdopodobnie będzie świętować razem ze mną”.
Skoro przygotowywane przez Czwartosa okropieństwa uzasadniają nawet cenzurę, która jest przecież największym, godnym potępienia grzechem wśród demokratów – to te bezeceństwa muszą być naprawdę wyjątkowe. Wszak wyrobiony odbiorca sztuki współczesnej jest w stanie znieść bardzo dużo, łącznie z zapuszkowanym kałem artysty. Wstrząśnięty, ale jednocześnie uspokojony i niemal świętujący z autorką czytelnik czeka zatem na opis wystawy Czwartosa.
Oto i on: „Przejrzystym programem Czwartosa było okazanie Polski jako tragicznej ofiary wojen i konfliktów ubiegłego wieku. Polscy specjaliści od sztuki określili to jako haniebny przejaw ‘ograniczonej paranoi ideologicznej’ (…) ‘Polskie ćwiczenia z tragedii. Między Niemcami a Rosją’ prawdopodobnie stałyby się pośmiewiskiem” – pisze pani Birgitte.
Teraz wszystko jasne – Czwartos chciał ośmieszyć Polskę i Polaków ukazując ich cierpienia w czasie dwudziestowiecznych wojen prowadzonych przez totalitarne reżimy! To przecież straszne i niedopuszczalne, szczególnie dla Szwedów, którzy w czasie II wojny nie cierpieli zbyt wiele pokazując, że można pokojowo współpracować i z aliantami i hitlerowskimi Niemcami. Kwestia podejścia - Polacy, widać, nie bardzo to potrafili. Dlaczego mieliby zatem interesować się cierpieniami Polaków? Tak w ogóle to kulturalny człowiek nie opowiada o swoich cierpieniach, dlatego w pawilonie polskim będzie się opowiadać o cierpieniach Ukraińców. One nie są śmieszne – śmieszne są tylko cierpienia Polaków.
Pani Birgitte odczuła ulgę, bo w pawilonie polskim nie będzie śmiesznego polskiego cierpiętnictwa. I Polacy powinni, ba, muszą być z tego zadowoleni. Nie zapominajmy wszak, że ulżył krytyczce polski minister kultury, Bartłomiej Sienkiewicz. To on, jak wynika z tekstu Szwedki, nie wahał się ocenzurować wystawy Czwartosa, choć to przykre zadanie dla demokraty. Poświęcił się jednak, by nie wzbudzać śmieszności wśród innych narodów prezentacją sztuki ukazującej Polskę jako tragiczną ofiarę wojen i konfliktów ubiegłego wieku.